niedziela, 19 lipca 2015

Tallin i Helsinki w jednej podróży

Czas na podsumowanie ostatniej podróży do Estonii i Finlandii. No, może za dużo powiedziane... odwiedziliśmy wraz z tatą, siostrą i synem Tallinn i Helsinki.

Wylecieliśmy do Tallinna LOTem z Warszawy, w piątek 3 lipca. Podróż trwa niecałe 2h. Od razu z lotniska pojechaliśmy zakwaterować się w mieszkanku wynajętym przez booking.com (samodzielne, 2-pokojowe mieszkanie, 1,5km od centrum miasta). Mieszkanko okazało się odnowione i w pełni wyposażone. Niczego nam nie brakowało. Poszliśmy od razu do centrum. Chcieliśmy kupić bilety na prom do Helsinek, gdzie chcieliśmy się wybrać w niedzielę. Odległość przystani promowej także jest niedaleko centrum, więc przeszliśmy się w pięknych okolicznościach przyrody na starówkę. Już trochę zgłodnieliśmy, więc usiedliśmy na obiedzie w znanej restauracji Balthasar (to restauracja posiadająca w swoim menu potrawy z czosnkiem, w tym deser). Jedzenie drogie i nie wszystko smaczne, ale pierś kurczaka i polędwiczki dawały radę.

Chcieliśmy jeszcze tego samego dnia kupić bilet na zwiedzanie baszty, bo słyszeliśmy o kolejkach do tego miejsca. Niestety, spóźniliśmy się. Spacerem wróciliśmy do mieszkania i odpoczywaliśmy. Następnego dnia udaliśmy się od razu na zwiedzanie baszty oraz tuneli (zbudowane za czasów obecności Szwedów na ziemiach estońskich, służące do celów militarnych). Było świetnie, bardzo ciekawie i ...zimno :)

Dalej poszliśmy do katedry prawosławnej Aleksandra Nevskyego. To piękny budynek. Po zwiedzaniu poszliśmy na obiad. Tym razem każdy z nas trafił z jedzeniem, które było pyszne. Wróciliśmy odpocząć do mieszkania i późnym wieczorem poszliśmy raz jeszcze na Starówkę. Chcieliśmy zobaczyć miasto wieczorem. Nie do końca nam się udało, bo w Tallinnie są białe noce i o 23-ciej jest jeszcze całkiem jasno :)

Kolejny dzień to wycieczka do Helsinek promem Tallink. Jak dotarliśmy, okazało się że do centrum mamy stamtąd ponad 3km. Jak doszliśmy do centrum, to już byliśmy mocno zmęczeni :) Postanowiliśmy kupić bilet na CityTour. To super wygodne, w momencie kiedy w Helsinkach niewiele jest do zwiedzania. Byłam już w tym mieści w czasach szkolnych i nie wspominam zbyt dobrze. Poszliśmy przy okazji na lokalny targ i zjedliśmy klopsiki z renifera na obiad. Te kilka godzin zwiedzania, to akurat na Helsinki. Wróciliśmy tą samą drogą do Tallinna, kupując w sklepiku na promie specjały kuchni Fińskiej.

Na ostatni dzień zostawiliśmy sobie wizytę w parku, ale nie mieliśmy siły. Postanowiliśmy pojechać wcześniej na lotnisko.

Bardzo polecam odwiedzić Tallinn. Jest to urocze, trochę w klimacie małych niemieckich miasteczek. Jest niewielkie jeśli chodzi o powierzchnię, więc zwiedzać można je całe bez konieczności poruszania się autobusem. Nie jest niestety tanio.

Poniżej wklejam kilka zdjęć :)

sobota, 11 kwietnia 2015

Magda ART, doszkalanie, wire-wrapping, praca z drutem

To już było jakiś czas temu, ale długo się zbierałam żeby napisać. Po pierwsze dlatego, że nieco się rozczarowałam.. kursem. Tak chciałam nauczyć się pracy z drutem, oplatania kamienie, tworzenia łańcuchów z druta. No i może się nauczyłam, ale niewiele. To super technika, ciężki materiał w obróbce więc może dlatego na kursie jedynie 'liznęliśmy' temat. JA tak pokochałam kamienie z pierwszego szkolenia, że w sumie pewnie na tym się skupię. Jeszcze za tydzień idę na kurs beadingu. Skoro sutasz mnie nie porwał tak jak myślałam, to może koraliki? :)


sobota, 28 lutego 2015

Magda ART, DIY, sutasz, makrama - doszkalanie

Kolejny dzień, który zapisze się jako wyjątkowy w mojej karierze biżuteryjnej :) Kurs sutaszu i makramy w Royal-Stone. Polecam każdemu kursy, doszkalanie i poznawanie nowych technik robienia biżuterii, jeśli chcemy być niepowtarzalni, jeśli chcemy żeby nasz biznes się rozwijał. Nasze klientki mogą mieć różne upodobania. Niektóre lubią rzemyki, sznurki. Inne lubią bardziej wytworne elementy: korale z kamieni naturalnych, czy właśnie sutasz. Ty razem poszłam na kurs sutaszu i makramy i jestem zachwycona, bo wydaje mi się, że w technice sutaszu ogranicza nas jedynie wyobraźnia. Można tworzyć przepiękne wzory, wręcz malować wisiory, kolczyki, broszki, czy inne elementy biżuterii. Ja planuję wykorzystać sutasz do zdobień ubrań, czy torebek, które także zmierzam sama szyć.

Oto moje dzisiejsze dzieła. Kolejnym szkoleniem będzie wire-wrapping, na który baaardzo czekam.

wtorek, 24 lutego 2015

sobota, 21 lutego 2015

Magda ART, sklep internetowy, DYI - doszkalanie

We wcześniejszym wpisie pisałam o tym, że rozpoczęłam działalność, zaczęłam tworzyć i sprzedawać biżuterię. Zapowiedziałam kolejny wpis o doszkalaniu. Oto i on :)

Na początku swojej działalności korzystałam po prostu ze zdjęć jakie znalazłam w googlu. Patrzyłam jak są wykonane bransoletki i robiłam podobnie. Nigdy nie ściągałam od innych, ale inspirowałam się twórczością. Ale prędzej czy później chciałam nauczyć się czegoś więcej, innych technik, nowych technik. Zapisałam się na kur organizowany przez Royal Stone. To fantastyczne miejsce dla każdego twórcy, nie tylko biżuterii. Traf chciał, że sklep ten mam obok swojej pracy, więc na początku spędzałam tam po kilka dni w tygodniu :) No i stąd dowiedziałam się o kursach. Pierwszy kurs - kurs podstawowy. Nauczyliśmy się rozpoznawać kamienie naturalne. To fantastyczne ile w naturze występuje pięknych rzeczy. Wtedy kupiłam pierwsze sznury (do tej pory robiłam bransoletki tylko z rzemyków i sznurków). Teraz kamienie są moim ulubionym tworzywem. Ale nie robię ich na gumkach, a na lince, z łańcuszkami. Uważam, że kamienie zasługują na lepszą prezentację.

Na kursie nauczyłam się tworzenia zapięć, skręcania 'lupików' oraz węzła do bransoletek z gumek.

W lutym idę na kurs, o którym marzyłam, czyli kurs sutache. To przepiękna technika, a raczej haft japoński. Już mam nawet plan, co zrobię dalej :) Póki co, czekam na ten kurs.

piątek, 30 stycznia 2015

Sklep internetowy, tworzenie biżuterii - początek

Postanowiłam napisać kilka zdań o tym jak zaczęłam działalność wytwórcy oraz sprzedawcy. We wrześniu zaczęłam robić i sprzedawać bransoletki. W listopadzie założyłam działalność - zarejestrowałam w Urzędzie Dzielnicy (w moim przepadku, na Białołęce). Po kilku dniach musiałam pójść do ZUSu (niestety) i złożyć deklarację. Jako, że pracuję na etacie, w ZUSie będę opłacała tylko składkę zdrowotną. To i tak absurd, bo przecież ta sama składka jest odprowadzana przez mojego pracodawcę.. No, ale nie o tym ten wpis.

Jeszcze przed formalnym założeniem działalności zastanawiałam się gdzie poprowadzić swój sklep. Czy może na portalu zrzeszającym rękodzielników, czy może coś samodzielnie poprowadzić sklep. Szukałam, aż znalazłam. Mam sklep zarówno na DaWanda, jak i samodzielny, stworzony na darmowej platformie freecart. Oba rozwiązania mają swoje plusy i minusy :) Na DaWanda nie musimy się martwić o promocję, o zasięg i dotarcie do potencjalnych klientów. Ale niestety od sprzedanych produktów pobierają prowizję. Swój własny sklep należy wypromować, rozreklamować, postarać się o jego wygląd. Nie płacimy nic, ale sklep darmowy wygląda nie do końca tak jak to sobie wymarzyłaś. Oba rozwiązania polecam. A prowadzenie sklepu w obu miejscach - najbardziej polecam.

Księgowość prowadzę sama. Jestem na Książce Przychodów i Rozchodów, a programów do prowadzenia książki, wystawiania faktur i rejestrowania kosztów jest całe mnóstwo. Należy wybrać taki jaki będzie nam odpowiadał. Mi zależało na tym, żeby był online. Żebym mogła prowadzić książkę wszędzie tam gdzie będzie komputer i sieć, a ja mam tylko login i hasło. Niektórzy mogą sądzić, że to zbyt niebezpieczne trzymać wszystko w wirtualnej książce, ale i tak mamy obowiązek przechowywać wszystko wydrukowane, więc oryginały mamy w ręku. Z płatnych programów polecam InFakt.pl. Bardzo intuicyjny program, support techniczny i ważne mailowe powiadomienia (o nadchodzących płatnościach, czy zmianach w podatkach). Po okresie próbnym (bezpłatnym), przeszłam na darmowy program Taxeon.pl. Bardzo podstawowy, ale intuicyjny i wystarczający mi w zupełności program.

W kolejnym wpisie - doszkalanie :)

sobota, 3 stycznia 2015

Barcelona w dwa dni

Jak mogłam zapomnieć o spisaniu kluczowych elementów mojej wyprawy do Barcelony? No to nadrabiam zaległości i napiszę w skrócie gdzie byłam i co robiłam.

Wylądowałam na El Prat o 20-tej. Stamtąd dostałam się pociągiem do centrum, gdzie mieszkałam. Hostelik Pencion Ciudadela to był super wybór. Wszędzie blisko, lokalizacja na Starówce. Przenocowałam i wybrałam się na zwiedzanie bardzo wcześnie (jakoś po 8-mej). Poszłam na śniadanko (kanapka z lokalną szynką i kawka) i potem poszłam zwiedzić żelazne punkty na mojej mapie. W 10 minut dotarłam do Kościoła Santa Maria del Mar. Zwiedziła w środku i na zewnątrz ze wszystkich stron. To pierwsze miejsce jakie chciałam zobaczyć z uwagi na książkę 'Katedra'. Potem po chwili byłam już w Katedrze. Jako, że wszędzie tam było blisko, poszłam obejrzeć domy Gaudiego. Jeden zobaczyłam, drugi - w remoncie z zewnątrz, a do środka nie planowałam wchodzić z uwagi na krótki czas mojej wycieczki.

Jako, że miałam trochę czasu, postanowiłam pojechać do Sagrada Familia. W długiej kolejce dowiedziałam się, że na wejście muszę czekać ponad 2h. Kupiłam zatem bilet na kolejny dzień i pojechałam autobusem do Parku Guell. Nieco się rozczarowałam, bo zwiedziłam go w moment, a w sumie nie ma tam nic powalającego (część płatna to tylko 'ławka' i to co pod ławką. Wiem, że to dzieło Gaudiego i trzeba zobaczyć. Ale jednak to moje rozczarowanie. Po Parku pojechałam na La Ramble, którą przeszłam do samego portu. Jako, że miałam trochę czasu, a nie planowałam juz niczego zwiedzać - wsiadłam na statek wycieczkowy po morzu. Było super :)

Po zejściu na ląd poszłam na plażę :) Barcelonetta była niedaleko mojego hostelu, więc i tak miałam po drodze :) Skończyłam dzień w knajpce na plaży jedząc katalońskie dania i popijając Estrellę (piwo lokalne). Poszłam na koniec do sklepu, żeby kupić coś do jedzenia na kolejny dzień.

Śniadanie zjadłam pod Sagrada Familia, gdzie pojechałam rano z hostelu. Ty, razem zwiedziłam po drodze Park Ciutadela i łuk tryumfalny. Sagrada jest piękna i nie widziałam w życiu czegoś podobnie pięknego. Zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Po wizycie w Sagrada Familia pojechałam do Muzeum Picassa. To jedyne muzeum jakie planowałam odwiedzić. Byłam już tak zmęczona, że przesiedziałam 2h w Starbucksie :) Pojechałam na lotnisko i wróciłam do Warszawy.

Zdecydowanie jeszcze wybiorę się do Barcelony :) Poniżej kilka zdjęć.

Robię znowu coś dla siebie - Studia podyplomowe - logopedia

Postanowiłam "zaszaleć" i rozpocząć studia na kierunku, który zawsz mnie interesował. Już na studiach na wydziale wokalno-aktorski...