Postanowiłam "zaszaleć" i rozpocząć studia na kierunku, który zawsz mnie interesował. Już na studiach na wydziale wokalno-aktorskim, gdzie mieliśmy zajęcia z foniatrą, wiedziałam że to może być ciekawe. Zawsze lubiłam pracę z głosem, emisję i prawidłową dykcję. Od dziecka zwracała na to uwagę moja mama, która prowadziła studio piosenki.
Kiedy skończyłam muzykoterapię, miałam wrażenie że na tym się nie skończy. Generalnie chciałam specjalizować się w terapii głosem, muzykoterapii dla dorosłych, nauką/korepetycjami ze śpiewu. Logopedia jest zatem wymarzonym uzupełnieniem studiów. Tak więc będę wokalistką po muzykoterapii i logopedii. I planuję, aby to moje wykształcenie stało się moim zajęciem dodatkowym na ten moment, a z czasem może zajęciem podstawowym. To moje marzenie.
Rozglądałam się od dłuższego czasu nad uczelnią, która mogłaby dać mi podstawy logopedii i jednocześnie właściwe uprawnienia. Tak znalazłam Wyższą Szkołę Nauk Społecznych, która uczy w trybie online. Jestem obecnie na semestrze I i zaliczam kolejne egzaminy. Ale to nie koniec. Planuję także pójść na kilka kursów, już stacjonarnie i poznać różne metody stosowane w logopedii. Chociaż najbardziej interesuje mnie logopedia artystyczna, do tej pory niezbyt szeroko opisywana. To właśnie połączenie emisji głosu i logopedii w pracy z osobami zajmującymi się np. wystąpieniami publicznymi, to aktorzy, politycy, czy też po prostu wokaliści.
Kolejnym etapem będzie stworzenie bloga. Planuję publikować treści związane tylko i wyłącznie z emisją głosu i logopedią. Mam plan prowadzić zajęcia i korepetycje online, poprzez platformy do komunikacji video. Ale nie mam jeszcze precyzyjnych planów co do tego, więc na razie muszę po prostu dobrze to przemyśleć.
Stay tuned, będę na bieżąco informować o ewentualnych działaniach w tym zakresie.
it is my life
sobota, 18 stycznia 2020
sobota, 14 września 2019
Belgia - Brugia i Bruksela w 2 dni
W Belgii nigdy nie byłam, ale pewnego dnia wyskoczyło mi zdjęcie zrobione w Brugii. Tak mnie zauroczyło, że po 10 minutach miałam już bilet lotniczy kupiony :) Zwykle nie działam aż tak spontanicznie, ale tym razem postanowiłam nie zwlekać i w czerwcu polecieć na weekend na pyszne piwo, frytki i wafle :)
Wylądowałam w piątek późnym wieczorem. Zanim dostałam się autokarem do Brukseli, była 22-ga. Nocleg zarezerwowałam blisko starego miasta i jednocześnie blisko dworca. Niestety nie doczytałam, że po zmierzchu dzielnica ta nie jest specjalnie atrakcyjna. Wydawało mi si nawet, że jest średnio bezpieczna. No, ale dość szybko doszłam do hostelu i szybko położyłam się spać. Kolejnego dnia czekała na mnie Brugia, ta ze zdjęcia :)
Bilet kolejowy kupiłam wcześniej przez internet, więc od razu poszłam na peron. Pociągi do Brugii jeżdżą bardzo często, a podróż trwa godzinę. A samo miasto jest urocze. Małe, pełne zabytków, zieleni no i turystów. Nie miałam w planach niczego konkretnego, po prostu chciałam połazić po mieście, napić się piwa, zjeść frytki i wrócić do Brukseli.
Po południu poszłam jeszcze przejść się pierwszy raz po Brukseli. Obeszłam w zasadzie wszystkie bardzo charakterystyczne miejsca, łącznie z Wielkim Placem, który jest imponujący. Poszłam także na piwo do kraft baru. Bar znajdował się obok Manneken Pis i bar ten polecam.
Drugiego dnia zwiedzanie rozpoczęłam od Atomium. Zbudowany z okazji Expo 1958, 103-metrowej wysokości model kryształu żelaza (powiększonego 150 miliardów razy). Składa się z 9 stalowych sfer o średnicy 18 m i łączących je 20 korytarzy, każdy o długości ok. 40 m. Obejrzałam go tylko z zewnątrz, bo kolejka do wjechania windą na górę była bardzo długa. Potem spacerem przeszłam do metra i podjechałam do budynków Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Potem przeszłam park miejski Parc du Cinquantenaire do Łuku Tryumfalnego. Wróciłam do centrum i przeszłam obok pałacu królewskiego. Jeszcze kilka godzin do lotu powrotnego, więc kolejny raz do ulubionego kraft baru i do domu.
Wylądowałam w piątek późnym wieczorem. Zanim dostałam się autokarem do Brukseli, była 22-ga. Nocleg zarezerwowałam blisko starego miasta i jednocześnie blisko dworca. Niestety nie doczytałam, że po zmierzchu dzielnica ta nie jest specjalnie atrakcyjna. Wydawało mi si nawet, że jest średnio bezpieczna. No, ale dość szybko doszłam do hostelu i szybko położyłam się spać. Kolejnego dnia czekała na mnie Brugia, ta ze zdjęcia :)
Bilet kolejowy kupiłam wcześniej przez internet, więc od razu poszłam na peron. Pociągi do Brugii jeżdżą bardzo często, a podróż trwa godzinę. A samo miasto jest urocze. Małe, pełne zabytków, zieleni no i turystów. Nie miałam w planach niczego konkretnego, po prostu chciałam połazić po mieście, napić się piwa, zjeść frytki i wrócić do Brukseli.
Po południu poszłam jeszcze przejść się pierwszy raz po Brukseli. Obeszłam w zasadzie wszystkie bardzo charakterystyczne miejsca, łącznie z Wielkim Placem, który jest imponujący. Poszłam także na piwo do kraft baru. Bar znajdował się obok Manneken Pis i bar ten polecam.
Drugiego dnia zwiedzanie rozpoczęłam od Atomium. Zbudowany z okazji Expo 1958, 103-metrowej wysokości model kryształu żelaza (powiększonego 150 miliardów razy). Składa się z 9 stalowych sfer o średnicy 18 m i łączących je 20 korytarzy, każdy o długości ok. 40 m. Obejrzałam go tylko z zewnątrz, bo kolejka do wjechania windą na górę była bardzo długa. Potem spacerem przeszłam do metra i podjechałam do budynków Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Potem przeszłam park miejski Parc du Cinquantenaire do Łuku Tryumfalnego. Wróciłam do centrum i przeszłam obok pałacu królewskiego. Jeszcze kilka godzin do lotu powrotnego, więc kolejny raz do ulubionego kraft baru i do domu.
Wiedeń w 3 dni - stare miasto, Hofburg, Schonbrunn
Od lat wiedziałam, że moja mama (a dokładniej teściowa) marzy o podróży do Wiednia. Pewnego jesiennego dnia postanowiłam zrobić jej przyjemność i kupiłam bilety do Wiednia. Zarezerwowałam pokój i liczyłam na to, że spełnię jej marzenia :)
Podróż zaplanowałam na kwiecień. Miało być już delikatnie wiosennie, więc natura budziłaby się ze snu zimowego i dodatkowo turystów mogło być mniej niż w inne miesiące. Lot był krótki i już w południe byłyśmy na miejscu. Pociągiem i metrem dostałyśmy się do hotelu i udało nam się od razu zameldować. Chciałam zdążyć na zwiedzanie Opery wiedeńskiej z przewodnikiem. Udało się. To była super wycieczka. Doszłyśmy nawet za kulisy wystawianej tego dnia opery Turandot. Ja byłam wcześniej we Wiedniu 2 razy, to był mój 3 raz. Ale było to dawno temu i cieszę się, że tym razem mogłam zwiedzić operę.
Poszłyśmy pod Katedrę św. Szczepana, bo to chyba najbardziej charakterystyczny punkt na mapie Wiednia. Pokręciłyśmy się po starym mieście i poszłyśmy coś zjeść. W operze dowiedziałyśmy się, że Turandot będzie wystawiana także na ekranach przed operą. Było niestety bardzo zimno i nie wytrzymałyśmy do arii Nessun dorma :) Ale Turandot i tak zrobiła na nas spore wrażenie.
Na kolejny dzień zaplanowałam wycieczkę do Pałacu Schonbrunn i Hofburga. Jeszcze w Polsce kupiłam bilety (tzw Sissi Ticket), które pozwoliły nam zwiedzić oba Pałace. Letnia rezydencja Schonbrunn to przepiękny kompleks pałacowy z ogromnym ogrodem i wzniesioną na wzgórzu Gloriettą. Spędziłyśmy tam dobre kilka godzin. Po przyjeździe do centrum poszłyśmy coś zjeść i zwiedziłyśmy Hofburg. Dzień pełen wrażeń.
Ostatni dzień we Wiedniu to spacer do parku miejskiego, gdzie stoi pomnik Straussa. Stamtąd było już blisko do Belwederu. To piękny kompleks ogrodowo-pałacowy i cudna fontanna. Belwederu nie zwiedzałyśmy w środku, jedynie jego ogrody.
Ostatni etap naszej wycieczki to galeria Albertina. Na zbiory składa się około 50 tys. rysunków, akwafort, akwarel i ponad 1,5 mln rycin. Katalog wymienia 43 rysunki Rafaela, 70 Rembrandta, 145 Dürera (więcej niż ma jakakolwiek inna galeria na świecie) oraz 150 prac Egona Schielego. Ponadto są tu reprezentowani Leonardo da Vinci, Michał Anioł, Rubens, Bosch, Bruegel, Cézanne, Picasso, Matisse, Klimt i Kokoschka.
Oczywiście między jednym pałacem, a drugim robiłyśmy zakupy. Ja tradycyjnie kubek, magnesy no i słodycze.
To była bardzo udana wycieczka. Wszystkie plany udało się zrealizować w 100%.
Podróż zaplanowałam na kwiecień. Miało być już delikatnie wiosennie, więc natura budziłaby się ze snu zimowego i dodatkowo turystów mogło być mniej niż w inne miesiące. Lot był krótki i już w południe byłyśmy na miejscu. Pociągiem i metrem dostałyśmy się do hotelu i udało nam się od razu zameldować. Chciałam zdążyć na zwiedzanie Opery wiedeńskiej z przewodnikiem. Udało się. To była super wycieczka. Doszłyśmy nawet za kulisy wystawianej tego dnia opery Turandot. Ja byłam wcześniej we Wiedniu 2 razy, to był mój 3 raz. Ale było to dawno temu i cieszę się, że tym razem mogłam zwiedzić operę.
Poszłyśmy pod Katedrę św. Szczepana, bo to chyba najbardziej charakterystyczny punkt na mapie Wiednia. Pokręciłyśmy się po starym mieście i poszłyśmy coś zjeść. W operze dowiedziałyśmy się, że Turandot będzie wystawiana także na ekranach przed operą. Było niestety bardzo zimno i nie wytrzymałyśmy do arii Nessun dorma :) Ale Turandot i tak zrobiła na nas spore wrażenie.
Na kolejny dzień zaplanowałam wycieczkę do Pałacu Schonbrunn i Hofburga. Jeszcze w Polsce kupiłam bilety (tzw Sissi Ticket), które pozwoliły nam zwiedzić oba Pałace. Letnia rezydencja Schonbrunn to przepiękny kompleks pałacowy z ogromnym ogrodem i wzniesioną na wzgórzu Gloriettą. Spędziłyśmy tam dobre kilka godzin. Po przyjeździe do centrum poszłyśmy coś zjeść i zwiedziłyśmy Hofburg. Dzień pełen wrażeń.
Ostatni dzień we Wiedniu to spacer do parku miejskiego, gdzie stoi pomnik Straussa. Stamtąd było już blisko do Belwederu. To piękny kompleks ogrodowo-pałacowy i cudna fontanna. Belwederu nie zwiedzałyśmy w środku, jedynie jego ogrody.
Ostatni etap naszej wycieczki to galeria Albertina. Na zbiory składa się około 50 tys. rysunków, akwafort, akwarel i ponad 1,5 mln rycin. Katalog wymienia 43 rysunki Rafaela, 70 Rembrandta, 145 Dürera (więcej niż ma jakakolwiek inna galeria na świecie) oraz 150 prac Egona Schielego. Ponadto są tu reprezentowani Leonardo da Vinci, Michał Anioł, Rubens, Bosch, Bruegel, Cézanne, Picasso, Matisse, Klimt i Kokoschka.
Oczywiście między jednym pałacem, a drugim robiłyśmy zakupy. Ja tradycyjnie kubek, magnesy no i słodycze.
To była bardzo udana wycieczka. Wszystkie plany udało się zrealizować w 100%.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Robię znowu coś dla siebie - Studia podyplomowe - logopedia
Postanowiłam "zaszaleć" i rozpocząć studia na kierunku, który zawsz mnie interesował. Już na studiach na wydziale wokalno-aktorski...
-
Postanowiłam "zaszaleć" i rozpocząć studia na kierunku, który zawsz mnie interesował. Już na studiach na wydziale wokalno-aktorski...
-
To mój osobisty hit nad hity :) Stosuję od kilku tygodni i chyba już się uzależniłam. Pięknie wygładza i ujednolica kolor cery. Tak naprawdę...
-
Kolejny dzień, który zapisze się jako wyjątkowy w mojej karierze biżuteryjnej :) Kurs sutaszu i makramy w Royal-Stone. Polecam każdemu kursy...